2010-11-18
Festiwal nazywamy "mikro", to kontra do czasów, które lubią żeby wszystko było "maxi" - tak się reklamował festiwal. Ze swojej strony dodałbym tak, że czasy nie są maxi, nawet nie MEGA i GIGA, raczej TERA.
Dalej organizatorzy ciągną:
Pokazując światu literacki narybek, młodą poezję, sztukę, muzykę, nie zależy nam na niczyim dobrym samopoczuciu, ale na prezentacji tego, co jest młode, świeże i ciekawe. Krwiste i soczyste. Chcemy pokazać, że życie pozabiurowe też jest ciekawe, że można zrobić festiwal za miesięczną pensję urzędnika, na którym pojawią się młodzi autorzy z całej Polski.
I tak dalej, i tym podobne.
Trzy dni, trzy różne oblicza? Odra, Rita Baum i Fundacja im. Tymoteusza Karpowicza.
Spotkanie autorskie z Zofią Bałdygą, Kamilą Janiak, Bartoszem Konstratem poprowadzili ci, co ich nie widać akurat na tym zdjęciu, a więc Przemysław Witkowski i Bartosz Sadulski.
Z trójki prezentowanych autorów najciekawsza okazała się oczywiście Zosia.
To że miała najwięcej do powiedzenia, to taki mały szczegół, ale miała po prostu najciekawiej do przeczytania.
Siostra bliźniacza Kalambura, ale niepaląca,
a Kalambur palący, zadymiony.
Nawet telewizja była. Z tym, że facet, który chodził z operatorem kamery był wyraźnie zanudzony całą sytuacją.
Najpierw zjadł kanapkę, która zaatakowała go jakimś majonezem. Później po tej kanapce zachciało mu się pić.
Każdemu by się zachciało, kanapka była przeogromna.
A więc pojadł, a przydałoby się to jakoś podlać - więc węszył za piwkiem... Niestety operator kamery zakazał.
Po robocie, po robocie.
No i tak uschnięty zasiadł na krześle.
Z boku wyglądało to fantastycznie.