Jacek Bierut i Marcin Kurek
Fragmenty poematu Marcina Kurka OLEANDER:
Będzie tak samo: dwie topole, lichy
rdest i żywotnik przy murze, skrzypiąca
furtka, rdza. Jak to się stało,
jak doszło do tego, że leżę teraz
martwy na podłodze? Martwy?
Ale czy można umrzeć
w równie głupi sposób: otruty wodą
z plastikowej butelki, do której wczoraj
wstawiono uciętą gałązkę?
Jest koniec października, deszcz
pada od trzech dni. Słucham adagia
z dziewiątej Brucknera,
a potem podchodzę do okna
i w tej samej chwili granatowy boeing
i połyskliwa sroka krzyżują swój lot
na niebie w kolorze brudnego lukru
A co pokażemy, sroczko?
Wszystko zaczęło się w tamtą sobotę,
kiedy przyszła wiadomość
o śmierci Czesława Miłosza,
a ty siedziałeś na ławce
w Vence, patrząc, jak Z. huśta się
na drewnianym koniu, a platany
na skwerze zrzucają skórę aż do kości.