2008-9-4
Jak wróciłem z urlopu do pracy, to się okazało, że jedziemy - zamiast do Szklarskiej Poręby do zajebiaszczego hotelu - do Wisły... Hmmmm... się nie ucieszyłem jakoś specjalnie - szczególnie, że Wisłę znam jak własny dysk twardy, ale wyjazd okazał się całkiem przyjemny.
Dobra impreza z ekipą (panowie w czerwonym na zdjęciu), smaczne jedzonko, pyszne drineczki, szampańska zabawa.
Poza kierowcą, który na autostradzie Wrocław-Gliwice osiągał tak zawrotne prędkości, że nas TIR-y wyprzedzały :)
Jedną z konkurencji dla naszej ekipy było nakręcenie szpiegowskiego wywiadu - Iwona i ja w akcji... w tle kamerzysta. Ech... działo się... działo się.
Parę metrów nad ziemią musieliśmy się wspinać.
Niestety jakąś opcję Kaśka włączyła w aparacie - stąd zamiast jednego, lekkie schizo - ja x 16.
Już szczęśliwy, bo spokojnie można było wylądować.
Potem mieliśmy konkurencję na strzelanie i teraz już wiem, że gdybym musiał chodzić na polowanie, to bym chodził głodny, albo zostałbym wegetarianinem.
Janusz strzela z wiatrówki. Ja - celność troszeczkę lepsza niż z łuku, ale i tak bez rewelacji.
Wstyd się przyznać, ale Kaśka miała całkiem niezłe strzały. Ja mam oko na coś innego ;)
Widok z hotelu był całkiem przyjemny. Całą Wisłę mieliśmy jak na dłoni.
Gdzieś tam na prawo od kościoła jest pensjonat Kalina, a w nim mieszka moja rodzinka.